Podziemia to zupełnie inny świat. Rządzi się swoimi prawami. Doświadczywszy choćby odrobiny kopalnianego mroku, trudno nie docenić odwagi dawnych górników, których jedyną bronią przeciw ciemności był wątły blask kaganka. Wielicka kopalnia dość szybko zainteresowała turystów. Gdy zwiedzanie stało się powszechne, dostępne nie tylko dla królewskich gości, jeszcze więcej uwagi poświęcono bezpieczeństwu. Zaiste, nie przelewki, gdy po trasie turystycznej wędrowała wielka tura licząca na przykład 200 osób!

No to jazda!

Część gości do kopalni schodziła schodami zamontowanymi w szybie Leszno. Szyb ten jednak w roku 1814 wykluczono z trasy zwiedzania. Był w złym stanie technicznym, a jego zadanie przejął świeżo wybity szyb Franciszka (obecnie Paderewski).

Ten, kto miał żelazne nerwy, bądź był spragniony przygód, zjeżdżał pod ziemię na linie. Oczywiście nie kurczowo jej uczepiony, lecz zasiadając wcale wygodnie w łykowych siodełkach. Jak górnicy. Robert Townson, angielski uczony, lekarz i podróżnik relacjonował:

Zostałem opuszczony w najbardziej dogodny sposób, będąc w pozycji siedzącej na pasie, z drugim pasem za plecami (1793).

Analityczny umysł badacza najwyraźniej nie dopuścił do głosu emocji, które musiały wszak towarzyszyć „piekielnej jeździe” w dół. Wyobraźmy sobie… ciemna czeluść szybu Daniłowicza, istna studnia bez dna! Skrzypienie lin i kieratu, pobożny śpiew górników oraz my, na łykowym siedzisku, z nogami bez oparcia.

Niemniej lina kieratna była solidna, a pomysł z przymocowanymi do niej szlągami przetestowany przez wieki stosowania. Górnicy świetnie wiedzieli, jak uczynić zjazd bezpiecznym:

Lina i jej obciążenia są następnie opuszczane powoli do wnętrza ziemi, kołowrót powyżej zostaje zatrzymany na dany sygnał […]. Na samym końcu liny wisi dwóch małych chłopców, trzymających oświetlenie, zapobiegając drganiom i uderzeniu turystów o ściany (John Russell, 1825).

Zasady

Wielicka kopalnia to prawdziwy labirynt. Niemożliwością byłoby poruszać się po nim bez przewodnika. Bayard Taylor zanotował w l. 50. XIX w.:

Towarzyszyło nam sześciu chłopców niosących zapalone lampy, a rolę przewodnika grupy zajął jeden z zarządców. 

W roku 1880 zarząd wielickiej saliny zaktualizował zasady bezpieczeństwa odnoszące się zarówno do gości, jak i zakładu górniczego. Każdej grupie turystów musiał towarzyszyć urzędnik nie tylko znający kopalnię jak własną kieszeń, ale równie dobrze zorientowany w obowiązujących przepisach oraz zasadach funkcjonowania zakładu górniczego.

Liczące nawet 200 gości tzw. wielkie tury zwiedzały pod opieką aż trzech pracowników administracji salinarnej i pod kierownictwem doświadczonego urzędnika. Od roku 1900 liczba przydzielonych pracowników była uzależniona od liczebności grupy: 1 do maksymalnie 40 osób, 2 do 41-70 osób, 3 zaś do 71-100 osób. Wraz z grupą zwaną wielką turą wędrowało 10 górników – ewentualna grupa ratunkowa, która w razie potrzeby czy niebezpieczeństwa mogła wyprowadzić gości ku szybom wyjazdowym. Szybko, sprawnie, wyrobiskami spoza trasy turystycznej. Zespołowi ratunkowemu towarzyszył lekarz salinarny bądź jego zastępca. Cóż, przezorny zawsze ubezpieczony!

Na przyjęcie 100 czy 200-osobowej grupy trzeba było się odpowiednio przygotować. Dzień przed służby kopalniane wnikliwie kontrolowały trasę, zaś w dniu zwiedzania czuwali dyżurni przy szybie Daniłowicza i Franciszka Józefa (obecnie Regis). W gotowości była nawet górnicza straż pożarna. Końcówka XIX w. to czas parowych maszyn wyciągowych, stąd na okoliczność wielkich tur ich kotłownie były dosłownie „pod parą” (Daniłowicz, Regis).

W “międzywojniu”

Przyjrzyjmy się regułom zwiedzania, jakie obowiązywały w roku 1919. Feliks Piestrak  w swym przewodniku po kopalni sporządził „Wyciąg z przepisów górniczo-policyjnych stosowanych podczas zwiedzania kopalni w Wieliczce”. Czytamy w nim, że po pierwsze:

Zwiedzane mogą być tylko te chodniki i komory podziemne, które są bliżej określone w osobnem zestawieniu, ulegającemu zatwierdzeniu władzy przełożonej zarządu państwowej żupy solnej i urzędu górn. okręgowego w Krakowie. Po drugie: Zwiedzającym gościom towarzyszyć ma urzędnik obeznany dokładnie z kopalnią, a ilość zwiedzających osób nie może przekraczać 200.

Przepisy regulowały liczbę osób wsiadających do windy

do poszczególnego przedziału klatki zjazdowej nie wolno więcej jak 5 osób, a więc razem do obu przedziałów osób 10.

Złamanie tej zasady groziło górnikowi szybowemu utratą pracy.

Podczas zwiedzania oczywiście nie wolno było palić papierosów czy cygar. Nie wpuszczano dzieci nie mających 10 lat. Wstępu odmawiano też „podochoconym” czy tym, którzy nie mieli zamiaru przestrzegać regulaminu. Były też sposoby na turystów sprawiających kłopoty już pod ziemią:

Osoby, które podczas objazdu kopalni sprzeciwiają się istniejącym przepisom, lub postępowaniem swoim niepokoją towarzystwo, mają być wyprowadzane z kopalni przez służbę Zarządu żupy i oddane władzy politycznej celem urzędowego postąpienia z nimi, względnie ukarania ich.

Chciałoby się westchnąć, o tempora, o mores! Niemniej niezależnie od sformułowań – powyższe zdają się nawet dość restrykcyjne, przede wszystkim szło o bezpieczeństwo i tak zostało w podziemnej Wieliczce do dzisiaj.