„Geometria” solnych gór
Na początku były sznur mierniczy i laska sztygarska. Do tych pierwocin narzędzi geodezyjnych można jeszcze dodać żerdź. Gdy w roku 1582 z rozmachem zawaliła się komora Małdrzyk, zarząd żupny zrozumiał, jak przydatne mogą okazać się plany kopalni.
Tradycja za prekursora podziemnych pomiarów uznaje żupnika Porinusa (XIV w.). Na przełomie XVI i XVII stulecia działał w Wieliczce Piotr Franco (Francuz), po nim zaś Jan Taubenheim noszący już dumne miano „montium salinarum architector”. O początkach podziemnego miernictwa w Wieliczce tak naprawdę niewiele wiadomo. Niemniej pomiary jako takie musiały zostać docenione bardzo wcześnie. Wyznaczyć wszak należało m.in. działa kopackie oraz dróżki walackie, a te nie mogły być pomierzone „na oko”, skoro stanowiły podstawę do rozliczenia górniczej roboty.
Górnicy sprzed wieków może nie mieli naszej wiedzy, ale poczynione obserwacje oraz doświadczenie zdobyte podczas kolejnych dziesięcioleci wydobycia pozwalały im wcale dobrze radzić sobie w określaniu grubości nadkładu czy sprawdzaniu głębokości wrębów pod kłapcia bądź piec. Sznur i laska sztygarska sprawdzały się, a ok. XVI w. do arsenału wielickich „architectorów” dołączyła busola.
Profesor mierzy kopalnię
Na początku żupa zatrudniała mierników doraźnie i bynajmniej nie zawsze oczekiwano od nich sporządzania planów. Przyszedł jednak czas, po jakichś dwóch wiekach nieprzerwanej eksploatacji, że przyroda zaczęła upominać się o swoje. Walący się Małdrzyk uszkodził 25 domów. W takiej sytuacji przydałaby się dokładna mapa podziemnych wyrobisk.
Jan Brożek, w jednej osobie ksiądz, matematyk, geometra i astronom słusznie dziwił się, że przed nim żaden spośród profesorów Akademii Krakowskiej „nie spuszczał się do solnych gór dla geometryjej, jeśli je zwiedzali to tylko dla ciekawości”. Uczony zakasał więc rękawy i z polecenia Mikołaja Daniłowicza wyruszył do wielickich podziemi „cum magno vitae periculo”, to jest z narażeniem życia. Jako geometra żup solnych w Wieliczce i Bochni Brożek działał w latach 1616-20 i 1624-30. Podczas setek zjazdów do wielickiej kopalni przemierzył wszystkie ówczesne wyrobiska. Niestety nie zachowały się Brożkowe papiery (a szkoda, bo kartował i podziemia, i powierzchnię), lecz można śmiało przypuszczać, że wyniki jego pomiarów przydały się kolejnemu „architectorowi” – Germanowi.
Trzy poziomy i powierzchnia
Marcin German jest postacią nader tajemniczą. Nie wiemy nawet, skąd pochodził, choć tradycja uparła się zwać go Szwedem. Do Polski przybył w latach 20. XVII w., a w Wieliczce zatrudnił go żupnik Andrzej Górski. German pracował jako geometra, a także sztygar szybu Regis. W latach 1636-38 sporządził plany ówczesnych trzech poziomów kopalni oraz powierzchni. Były to plany sytuacyjne, pomiarowe, bez danych o wysokościach wyrobisk i, jak na siedemnaste stulecie, niezwykle dokładne (wskaźnik pomiarowy 0,5-1%). Autor zaznaczył nawet co ważniejsze schody i kieraty.
Plany Marcina Germana stały się punktem wyjścia dla prac w kopalni. Dzięki nim można było skorygować szlaki transportowe, czy zrobić jakże ułatwiające górniczy żywot przebitki piecowe i szybikowe. Staraniem żupnika i marszałka Adama Kazanowskiego mapy wydano w formie miedziorytów – wykonał je w roku 1645 Wilhelm Hondius (Hondt), Holender osiadły w Gdańsku.
Kolega mniejszy
German nie miał następcy. Po jego śmierci żupa wróciła do zwyczaju doraźnego zatrudniania mierników. Z pomocy geometrów korzystano np. w sporze z Lubomirskimi (German uwzględnił na swoich planach wyrobiska kopalni kunegundzkiej, ale raczej w nich nie był). Królewskich racji dowodzili m.in. Adam Rózga (niewykluczone, że projektował również Janinę), zaś w roku 1717 Jerzy Kostowski, Jerzy Ponleve oraz Krzysztof Hertwig.
Jerzemu Grzegorzowi Kostowskiemu, „doktorowi nauk wyzwolonych i filozofowi, koledze mniejszemu, prof. zwyczajnemu astronomii, matematyki i geometrii praktycznej, przysięgłemu geometrze królewskiemu” zawdzięczamy ciekawy opis technik pomiarowych. Kostowski relacjonował: „Roku pańskiego 1717 dnia 19 sierpnia poniżej podpisany na mocy dekretu i rozkazu J.K.M. przybyłem nad szyb Janina z instrumentami geometrycznymi i wzorami miar opisanymi w konstytucjach Rzeczypospolitej i z igłą magnetyczną w puszce. […]. Z tego punktu piątego unieruchomiwszy podstawę pantometru i nakierowawszy dioprię na prawy ocios w tejże komorze posunąłem się od drugiej części kieratu obok ociosu południowego, aż do punktu środkowego innego szybiku i tam znalazłem odległość 34 stopy […] przemierzyłem objętość wspomnianej komory. Tam znalazłem podstawę 3249 stóp kwadratowych z czego pierwiastek kwadratowy wynosi 57”.
Jan Gottfryd Borlach Sass
Wielicka kopalnia Borlacha zawdzięczała staraniom Jerzego Piotra Steinhausera. „Ojciec saskich salin” w roku 1717 objął stanowisko kopalnianego geometry i między 1720 a 1730 opracował drugi komplet wyjątkowo dokładnych planów wielickiej żupy. Nie zachowały się oryginały, szczęśliwie jednak zostały one wydane jako sztychy w Augsburgu przez Johanna Esajasa Nilsona (1766-68).
Rzecz dziwna, lecz Jan Godfryd Borlach rozpoczął pomiary, nie zapoznawszy się uprzednio z pracami Germana. Jak twierdził, nie miał pojęcia o ich istnieniu. Niedopatrzenie szybko nadrobił, nanosząc na stare plany zmiany, jakie zaszły w kopalni od czasów Marcina Germana. W ciągu 100 lat przybyło dużo nowych wyrobisk, stąd aktualizacje pochłonęły aż dekadę. Do nowych map dodał też Borlach przekroje, których mu brakowało na Germanowych.
W XVIII w. nie używano jeszcze skali jako liczby. Na mapach umieszczano więc podziałki liniowe. U Borlacha, jak i u Germana, północ znajduje się u dołu arkusza. Po raz kolejny Wieliczka mogła cieszyć się mapami o wysokim wskaźniku dokładności (0,5-1,5%) – były znakomite, jedne z najlepszych w Europie.
Borlachowe plany to w istocie wynik pracy kilku mierniczych. Po prawej stronie mapy miasta Wieliczka wynotowano siedem nazwisk: Marcin German, Jan Gottfryd Borlach, Jan Fryderik Müllendorff, Jan Gottfryd Gebhard, Jan Gottfryd Schober, Jan Stolarski, Antoni Freidhuber. Określono ich: „Geometrowie, którzy w niżej wyrażonych czasach nastawszy, w Fodynach mierzyli i Mappy rysowali”.
Osiemnastowieczny „architector” cieszył się poważaniem i ciągle miał ręce pełne roboty. Śledząc kształt podziemnego labirytnu, łatwo zauważyć, że nowe piece prowadzono zgodnie ze wskazówkami geometry. Fachowiec ten potrzebny był nie tylko przy planowaniu prac poszukiwawczych, eksploatacyjnych lub zabezpieczających, ale też doglądał sposobu ich wykonania. Wytyczał szlaki transportowe oraz ciągi odwadniające, a nawet zlecano mu niekiedy kontrolę… zużycia materiałów.