Kopalnia Soli „Wieliczka” zakończyła przemysłowy rozdział swej historii 30 czerwca 1996 roku. Decyzja o zaprzestaniu eksploatacji złoża solnego została podyktowana wpisem na Listę UNESCO, ale nie tylko. U jej podstaw leżały nie mniej ważne względy ekonomiczne, a także świeże i traumatyczne doświadczenia związane z awarią wodną w poprzeczni „Mina”. Jaki był ów ostatni dzień? Rewolucją czy naturalną koleją rzeczy?
– Tak naprawdę nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym – wspomina Marian Maj, nadsztygar górniczy, a wtedy, w roku 1996, kierownik Działu Górniczego ds. Eksploatacji. – Wybraliśmy tę datę, kończyła bowiem miesiąc oraz półrocze. Poniekąd dojrzeliśmy do tego dnia. Z jednej strony mieliśmy coraz wyraźniej wyczerpujące się złoże, z drugiej zaś do zmian determinowały nas świeże wspomnienia o Minie. Powoli nie było gdzie dosycać wycieków – ostatnie było Pole Górsko-Północ. Obecność na Liście UNESCO sprawiła, że jedynym kierunkiem dla eksploatacji został niezabytkowy „Wschód” kopalni. Opłacało się to coraz mniej. Złoże było zanieczyszczone, a dalsze działania mogły tylko potęgować naturalne niebezpieczeństwa: zwykle idące ze sobą w parze zagrożenia wodne i zawałowe.
Początek końca eksploatacji
Schyłek przemysłu rysował się na horyzoncie już od dłuższego czasu. W roku 1960 wielicką kopalnię opuściła ostatnia partia soli kamiennej jadalnej, zaś w połowie dziesięciolecia „Wieliczka” w ogóle zaprzestała produkcji twardej soli. Siły zakładu przekierowano na sól warzoną i z końcem lat 70. Kopalnia Soli „Wieliczka” dostarczała jej przeszło 260 tys. ton. Dużo. Poszukiwano soli, m.in. w polu Sułków, z nadzieją, że dostarczy dobrej jakości słonego surowca.
Jednocześnie zaczęły pojawiać się głosy, że kopalnia to coś więcej niż tylko obiekt przemysłowy. W roku 1959 w Zjednoczeniu Kopalnictwa Surowców Chemicznych w Warszawie odbyła się narada, podczas której zauważono: „Wieliczka, jeden z nielicznych na świecie zabytków górnictwa niszczeje, nie wywołując prawie żadnej reakcji prócz płonnej dyskusji”.
W efekcie wielicka salina otrzymała zwiększone fundusze na inwestycje o charakterze turystycznym. Wyremontowano wtedy 16 komór Trasy Turystycznej, m.in. Michałowice, Warszawę, Staszica. Do szlaku zwiedzania włączono komorę Kazimierza Wielkiego. Pod koniec lat 50. do wyrobisk na poziomie V zawitali pierwsi kuracjusze sanatorium alergologicznego „Kinga”.
W owym czasie kopalnia borykała się z coraz poważniejszymi problemami technicznymi. Niepokoiło zagrożenie wodne, m.in. wyciek w komorze Z-32 oraz w zespole komór Fornalska (l. 70.). Na ujęcie tego drugiego potrzeba było aż roku. Jesienią 1960 Wieliczka doświadczyła zapadliska dopowierzchniowego – zawaliła się komora Schmidt. Intensywna mokra eksploatacja złoża pozostawiała w górotworze kolejne komory ługownicze – niczym nie zabezpieczone, z natury słabe, zaciskające się w szybkim tempie. Deformacje górotworu narastały z jeszcze jednego powodu, otóż naprędce prowadzona akcja podsadzkowa w pierwszej kolejności objęła wyżej leżące wyrobiska, które bezpośrednio zagrażały powierzchni. Niżej usytuowane pustki zostały tym samym dodatkowo obciążone.
Nowy wątek w dziejach
Od połowy lat 70. w kopalni prowadzono inwentaryzację wyrobisk, zarówno techniczną, jak i historyczno-zabytkową. W kwietniu 1976 roku podziemna Wieliczka trafiła do rejestru zabytków, dwa lata później na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kwestia ochrony górniczego dziedzictwa była podnoszona coraz częściej i głośniej. Wiosna roku 1992 okazała się przełomowa. Walka z wodą w poprzeczni Mina długo nie schodziła z pierwszych stron gazet…
– Mina wzbudziła strach o dalsze losy całego zakładu górniczego. Przyroda pokazała nam z całą mocą, jak niebezpieczna jest w kopalni soli woda – komentuje Marian Maj. – Awaria przyspieszyła decyzję o zakończeniu eksploatacji. Byliśmy gotowi na ten dzień. Zależało nam, żeby załoga płynnie przeszła od prac związanych z eksploatacją do zabezpieczenia, żeby wszyscy znaleźli zajęcie i byli spokojni o swój los.
Niemniej każda, nawet starannie zaplanowana zmiana, wzbudza pewien niepokój. To naturalny ludzki odruch, a w wielickiej kopalni po wielokroć uzasadniony po przeszło 700 latach eksploatacji. Kopalnia soli nieprodukująca soli – niesłychanie trudno było sobie taką wyobrazić.
Nadsztygar górniczy Wiesław Wiewiórka pełnił wtedy obowiązki sztygara oddziałowego. – Byliśmy sceptyczni – przyznaje szczerze. – Jeszcze przez jakiś czas widzieliśmy kolejkę tirów ustawiającą się do kopalnianej bramy. Wtedy, przez moment, wydawało się, że nic nie zagrozi wielickiej soli. Tak naprawdę jeszcze nie czuliśmy, że to koniec tej drogi, że musimy zamknąć przemysłowy rozdział naszej historii. Fakty jednak były nieubłagane. Wkrótce dało o sobie znać otwarcie rynku: pojawiła się zagraniczna sól. Rosła konkurencja, rosły też koszty wydobycia. Załoga żywiła obawy o przyszłość. Turystyka i towarzyszące jej działalności, takie jak gastronomia czy handel? Koncepcja z początku nieprawdopodobna, okazała się wizjonerska.
Ostatecznie 30 czerwca 1996 roku nie okazał się w wielickiej kopalni trzęsieniem ziemi. Jedynie usankcjonował przemianę, która zaczęła się wiele lat wcześniej. Koniec eksploatacji był jednocześnie początkiem zupełnie nowego rozdziału w historii bezcennego zabytku.