Wieliczkę i Kraków dzieli raptem 14 km. To w zasadzie żadna odległość, zwłaszcza dziś, gdy wystarczy wsiąść w samochód. Ot, półgodzinna podróż. Wieki temu nie było asfaltu, lecz trakt – zakurzony latem, rozmoknięty jesienią, niemniej Wieliczka i Kraków nawet wtedy leżały blisko siebie. Powodem była sól.
Handel „białym złotem”
Średniowieczny Kraków, stolica książąt i królów, tętnił życiem i zaliczał się do prężnie działających ośrodków handlowych. Trudno więc dziwić się, że rzutkie krakowskie mieszczaństwo z błyskiem w oku spoglądało na wydobywaną w Wieliczce sól. Obrót bezcenną przyprawą był świetnym interesem, zresztą nie bez kozery mówiło się o soli „białe złoto”.
W roku 1306 Władysław Łokietek, podówczas jeszcze książę, ustanowił w Krakowie prawo składu i zezwolił krakowianom kupować sól bezpośrednio w żupie w kopalni. Odtąd mogli przewozić ją do miasta, a także swobodnie sprzedawać. Dziś po prostu wchodzimy do sklepu i kupujemy, co nam akurat potrzeba. Także sól, która jest artykułem tanim i powszechnym. Siedem wieków temu sprawy nie prezentowały się jednak tak prosto. Sól kosztowała, a handel organizowano wedle zasad potwierdzanych na pergaminach i pieczętowanych woskiem.
Wróćmy jednak do mieszczan krakowskich. Obdarowani przywilejami utworzyli grupę kupców zwanych prasołami. Chętnie też zaangażowali swoje kapitały we frocht, czyli spław soli Wisłą. Przy kazimierskim nabrzeżu tłoczyły się barki załadowane urobkiem z Żup Krakowskich – beczkami i bałwanami. Sól stała się źródłem bajecznych dochodów, ale też nie jednej awantury między mieszczanami. Cios krakowskim prasołom zadał pierwszy rozbiór Polski (1772). W roku 1775 wydano dokument, który uwolnił handel solą. Skończyły się przywileje, bo przyprawę sprzedawać mógł już każdy.
Opłacało się być żupnikiem
Żupy Krakowskie kusiły, szczególnie zaś funkcja żupnika. Profity z niej wypełniały kieszenie po same brzegi. Nic więc dziwnego, że kto miał głowę na karku i środki, garnął się na urząd. Żupnikiem był m.in. niesławny Łokietkowy adwersarz, wójt krakowski Albert. W poczcie żupnych gospodarzy znajdziemy tak zacne nazwiska jak Bethman, Boner, Provana, Kotowski, Wodzicki, Morszytn. Morsztynowie zapisali się na kartach wielickiej historii szczególnie jako bachmistrzowie, dodajmy – skuteczni.
Zarządzanie kopalnią należało do zadań prestiżowych i oczywiście dochodowych. Mieszczanie inwestowali więc w siedziby godne ich statusu. Wiele spośród krakowskich kamienic, domów i pałaców powstało czy wypiękniało dzięki wielickiej soli. Kamienica „Pod Karpiem”, pałac „Pod Krzysztofory”, pałac Wielopolskich przy Placu Wszystkich Świętych, kamienica Morsztynowska, Hetmańska, willa Decjusza, „Pod Baranami”, kamienica Bonerowska, Podelwie… Długo by wymieniać! Nieruchomość w Krakowie, konkretnie przy Grodzkiej, nabył również Marcin German, autor pierwszych planów wielickiej kopalni.
A skoro jesteśmy przy „wpływie” soli na krakowską architekturę, nie sposób zapomnieć, że dochody z Żup Krakowskich w istotny sposób przysłużyły się Wawelowi. W roku 1500 królewską rezydencję doświadczył pożar. Remont rozpoczął się dwa lata później. Wawelowi niewątpliwie pomogła swoista unia personalna urzędu żupnika oraz Wielkorządcy Zamku Królewskiego. Jednym i drugim był np. Jan Boner, skądinąd również bankier Zygmunta Starego.
Królewska hojność
W roku 1364 król Kazimierz Wielki uposażył 11 katedr Studium Generale na dochodach z kopalni wielickiej. Losy tego zapisu, czy raczej jego realizacji, pozostają odrobinę niejasne, niemniej wielickiej soli nie zabrakło w dziejach odnowionej w roku 1400 Akademii Krakowskiej (czyli Uniwersytetu Jagiellońskiego). Uczelnia otrzymywała zwykle czynsze zapisywane w dochodach żupnych. Kwoty te trafiały do wykładowców, wspierały studenckie bursy. Mniej bezpośrednim sposobem finansowania Akademii były tzw. altarie, czyli kwoty związane z ołtarzami w krakowskich kościołach. Obdarowany altarią profesor odprawiał przed wskazanym ołtarzem msze św. w intencji fundatora.
Słone ślady odnajdujemy również w dokumentach związanych z katedrą wawelską. Średniowieczne nadania wiązano z wawelskimi kaplicami czy ołtarzami. Najczęściej miały formę pieniężną opartą o żupne dochody. Żupy zapisały się nie tylko w dziejach wawelskiego wzgórza, ale też innych świątyń krakowskich. Król Władysław IV nadał w roku 1633 klasztorowi sióstr bernardynek przy kościele św. Agnieszki 40 zł rocznie wraz z 4 bałwanami soli z Wieliczki. W tym samym roku władca ten potwierdził zapis Jagiełły o 20 grzywnach rocznie z żupnych dochodów dla klasztoru karmelitów. Uposażenia w soli bądź czynszach z jej sprzedaży posiadały też: klasztor sióstr klarysek przy kościele św. Andrzeja, klasztor ojców augustianów przy kościele św. Katarzyny (dokładniej mówiąc, Zygmunt Stary sprzedał zakonnikom swój żupny czynsz w wysokości 40 florenów rocznie), kościół Bożego Ciała, bernardyni ze Stradomia, paulini ze Skałki czy norbertanki ze Zwierzyńca. Z kolei w roku 1461 starosta krakowski Mikołaj Pieniążek potwierdził przeorowi Marcinowi i klasztorowi św. Trójcy 3 tzw. działa górnicze przy szybie Seraf w Wieliczce.
Na koniec
W dziejach Krakowa znajdziemy całe mnóstwo wielickiej soli. Królewska stolica zawdzięczała słonej przyprawie swą prosperitę, zaś kopalnia mogła cieszyć się zarządem tak wybitnych krakowian jak Jan Boner. Dobre sąsiedztwo trwa do dziś. Kraków i Kopalnia Soli „Wieliczka” należą do najsłynniejszych turystycznych atrakcji Małopolski. Niewielka odległość sprawia, że kto przybędzie do Krakowa, kieruje również swoje kroki do Wieliczki. Bo być w Krakowie, a nie odwiedzić Wieliczki, to jak być w Egipcie i nie zobaczyć piramid.