Słynął z poczucia humoru i życzliwości. Wiele lat przepracował pod ziemią: m.in. jako elektromonter dołowy oraz elektromonter maszyn i urządzeń górniczych. Był znakomitym przewodnikiem, a także muzykiem. Reprezentacyjnej Orkiestrze Dętej Kopalni Soli „Wieliczka” poświęcił 57 lat życia. Z wielkim talentem grał na tubie, a także dbał o codzienne sprawy orkiestry. Stanisław Fiołek zmarł 4 marca 2025 roku, pozostawiając po sobie żal i niedowierzenie: to naprawdę już? Już czas na pożegnanie?
O panu Stanisławie mówią „człowiek-instytucja” i nie ma w tym określeniu żadnej przesady. Prezes salinarnego zespołu, skarbnica wiedzy o orkiestrze, wnikliwy kronikarz jej dziejów, a nade wszystko człowiek wielkiej mądrości, niewyczerpanej energii oraz pogodnego usposobienia. Stanisław Fiołek miał złote serce i w tym sercu zawsze grała mu muzyka.
Pielęgnował górnicze tradycje. Uznawał je za fundament orkiestry, ale też śmiało spoglądał w przyszłość. Dosłownie zarażał pasją i entuzjazmem, zjednując kolejne pokolenia muzyków. Pan Fiołek jednoczył ludzi wokół najpiękniejszych wartości, inspirował do działania, a czynił to z niebywałym wdziękiem. Cieszył się zasłużonym autorytetem. Poważanie zdobył nie tylko dzięki wiedzy, talentowi, doświadczeniu, ale też za sprawą radosnego podejścia do życia. Na niemal każdą okazję miał żart czy anegdotę, którymi potrafił rozbroić i ludzi, i sytuacje. Pan Stanisław trzymał w zanadrzu całe mnóstwo opowieści, na przykład tę o puzonie, który odmówił posłuszeństwa w rękach niemieckiego muzyka albo o „widmowej” orkiestrze na Rakowicach.
Nie sposób zliczyć, ile razy Pan Fiołek wystąpił w szeregach wielickiej orkiestry. Festiwale, koncerty, rocznice, uroczystości górnicze i religijne, jubileusze, wydarzenia plenerowe, powitania koronowanych głów, członków rodzin królewskich, przywódców państw.
Pan Stanisław był świadkiem, uczestnikiem, architektem ostatnich prawie sześciu dekad historii Reprezentacyjnej Orkiestry Dętej Kopalni Soli „Wieliczka”. Z szelmowskim błyskiem w oku wspominał: – W latach 80. graliśmy na procesjach w Krakowie – na św. Stanisława i Boże Ciało. W Boże Ciało jechaliśmy z rana na Wawel, następnie prowadziliśmy procesję do Rynku, po czym szybko wracaliśmy, żeby zdążyć na procesję w Wieliczce. Takie to czasy były, że inne orkiestry, jedna po drugiej, odmawiały, bo niepolitycznie było pokazywać się oficjalnie na uroczystościach religijnych. My zaś graliśmy, też 3 maja 1989 roku. Najpierw była Msza na Wawelu, potem przemarsz Grodzką do Rynku. Przy tablicy upamiętniającej przysięgę Kościuszki zagraliśmy „Bartosza”. Dyrektor kopalni mówił nam: jedźcie, zagrajcie, ja nic o tym nie wiem.
Stanisław Fiołek uczył pracowitości i wytrwałości. Odrobinę niepokorny nie bał się wyzwań. Z lat spędzonych pod ziemią wyniósł honorową górniczą szpadę, a także poczucie braterstwa, które zaszczepił w orkiestrze. Jego nieobecność to ten rodzaj pustki, który aż boli. Pan Stanisław w minionych miesiącach zdawał się przeczuwać, że ostatnie „Szczęść Boże” jest już blisko. Ani na moment nie stracił jednak swego legendarnego poczucia humoru, a teraz – to rzecz pewna, uczy anioły grać na tubie i porządnie maszerować do muzyki orkiestry dętej. Do zobaczenia, Przyjacielu!
